Jak wiadomo – na rynku muzycznym nie dzieje się dobrze, ale jeżeli myślicie, że jest szansa na to, by było lepiej, od razu Was wyprowadzę z błędu. Będzie jeszcze gorzej.
W 2004 roku, Chris Anderson w „Wired” opublikował teorię tzw. “Długiego ogona” (“The Long Tail”), która miała definiować ówczesny rynek, m.in. fonograficzny. Założenia były śmiałe, odważne, ponieważ miały zburzyć obowiązującą Zasadę Pareto (w skrócie – 20 proc. podmiotów wykorzystuje zawsze 80 proc. zasobów) i dać nadzieję artystom, że pomimo grania najbardziej niszowej muzyki, zawsze będą mogli liczyć na swoje.
“The Long Tail” zakładał, że bardziej opłaca się inwestować w artystyczne nisze, ponieważ sumarycznie przynoszą one większy dochód, niż jeden topowy produkt. Teoria, oparta m. in. na słupkach sprzedaży Amazona wyglądała pięknie, bo faktycznie wszystkie nisze były w niej warte więcej niż bestselery.
Z ostatnich badań przeprowadzonych przez Marka Mulligana z MIDiA Consulting, wynika jednak zupełnie co innego. Rynek fonograficzny jest absolutnie zmonopolizowany, chyba nawet w większym stopniu niż każdy inny, rządzony przez korporacyjne reguły.
Generalnie mimo, że sytuacja na rynku w ostatnich latach poprawiła się nieco, choć sprzedaż nigdy już prawdopodobnie nie osiągnie pułapu sprzed jego załamania w 2000 roku. Właśnie wówczas, globalna sprzedaż nagrań opiewała na 3,8 mld. dolarów, podczas gdy w 2013 roku – wyniosła ona „tylko” 2,8 mld dolarów. Z badań Mulligana wynika, że w porównaniu do 2000 roku, w 2013 roku. wzrósł również udział dochodów artystów w globalnych zyskach z 14 do 17 procent. Problem polega jednak na tym, że trafiają one do niezwykle wąskiej grupy.
Mulligan w swoich badaniach nad rynkiem fonograficznym doszedł do wniosku, że nie rządzi nim teoria „Długiego ogona”, lecz Zasada Pareto w jeszcze bardziej, radykalnej formie – 77 proc. zysków z rynku trafia do 1 proc. podmiotów praw autorskich. Dokładnie ten sam model dotyczy także dystrybucji cyfrowej. Z czego to wynika? Mulligan uważa, że klient został poddany „Tyranii Wyboru” – rynek oczekuje od niego zdecydowania się na jedną pośród wielu różnorodnych propozycji, co tak naprawdę zniechęca do poszukiwania tych najbardziej wartościowych. Prościej – klient woli pójść za tłumem, czyli tym, co jest najbardziej popularne, albo wydaje się, że jest – niż poszukiwać sam. Efekt? 77 proc. wpływów z rynku fonograficznego trafia do 1 procenta artystów.
Co gorsza, powyższy model nie dotyczy tylko tradycyjnych nośników, ale również cyfrowych, uznawanych za podstawowe źródło rozpowszechniania swojej muzyki przez artystów niszowych.
Mulligan uważa, że jest wyjście z tej trudnej sytuacji – jego zdaniem, trzeba jak najszybciej skończyć z wyścigiem zbrojeń o jak najszerszy katalog dotępnych artystów, by skupić się na dostarczaniu klientom bardzo ścisłych, jasno określonych gatunkowo treści.
Prawdę mówiąc nie wiem. Obserwacja wielu rynkowych trendów na rynku w fonograficznym napawa mnie pesymizmem. Poza tym jest poniedziałek, a wczoraj skończyłem oglądać “True Detective” – skąd pochodzi, poniższa piękna piosenka.
Ile osób dowiedziałoby się o tej piosence i niszowym amerykańskim bandzie The Handsome Family, gdyby nie serial wyprodukowany przez HBO?
Doprawdy wspaniała rzecz.